12 czerwca 2015

010. Pierwsze opowiadanie, które ujrzało światło dzienne.

Cześć.
Pisząc w poprzedniej notce o pewnym projekcie, miałam na myśli projekt literacki, wystający mocno poza ramy mojego bloga. Do rozpoczęcia tego projektu zachęciły mnie przede wszystkim recenzje mojego opowiadania. Opowiadania, które (jak na "dzieło" napisane w godzinę) zebrało bardzo dużo przychylnych komentarzy. Na początku wysłałam je tylko garstce moich najbliższych znajomych, później, wrzuciłam je "gdzieś" do Internetu... Dlaczego miałabym nie podzielić się z Wami tym tworem bezpośrednio na blogu? Zapraszam do czytania i komentowania oraz do zostawiania ocen postu ("Reakcje" bezpośrednio pod jego treścią).

*****************

Przy stole nastała niezręczna cisza, nikt nie patrzył na przewodnika, również nikt nie odważył się spojrzeć na jedną ze swoich sióstr...
- Arthesa, jesteś naszym najlepszym skrytobójcą, wiem, że to nie będzie łatwe, ale dzięki temu udowodnisz swoje oddanie
- Do cholery, człowieku, o czym ty mówisz?! - wykrzyczał Veez - Czy ona musi nam cokolwiek udowadniać?
- Cisza! Nie pozwolę na taką niesubordynację. Jeśli komuś nie podoba się to, w jakim stanie jest nasze bractwo i jakich zleceń musimy się trzymać, niech odejdzie teraz i zapomni o nas.
- Jak możesz? Przecież to ją zabije - nie przestawał Veez.
- Zamknijcie się obydwaj - powiedziała sucho Arthes i nie zważając na zdziwioną twarz swojego szefa ciągnęła dalej - Zrobię to, o co poprosił nasz klient. Daj mi kontrakt, opowiedz o celu. Zachowujmy się tak, jakby to była zwykła robota.
- Ale... Arthesa, dlaczego? - Veez nie mógł w to uwierzyć
- Veez, tak trzeba. To nasza praca. Ktoś chce jego śmierci i prawdę mówiąc, mnie to nie dziwi. Dobrze wiesz, że nie był krystalicznie czystym człowiekiem. Z jednej strony pomagał w miasteczku, a z drugiej... Szmuglował narkotyki. Wiesz ilu ludzi na przystani rybackiej uzależniło się od tego syfu dzięki niemu?
- Tak, masz rację... Ale...
- Żadnego ale, skoro Arthes się zgodziła, to wykona zlecenie. - skrzywił się przewodnik

- Dla pozostałych nie mam w tej chwili żadnych zleceń, możecie odejść, lub wysłuchać kontraktu przeznaczonego naszej Arthes.
- Kawał z ciebie skurwysyna - rzucił Veez wychodząc, reszta zgromadzonych nie ruszyła się z miejsca
- Tak, też tak myślę - zironizował przewodnik, po czym przeszedł do konkretów - Arthes, twoim zdaniem jest zabicie Melkara z Enidtall. Jest on ochroniarzem tamtejszego zarządcy ziemi. Uznano go za złotego człowieka tamtych stron, jednak komuś zależy na jego szybkiej śmierci. Kontrakt nie sprecyzował jak masz to zrobić, ja też nie narzucę ci żadnej metody. Masz wolną rękę. Jak zwykle, krocz w cieniu, nie daj się złapać.
- To wszystko?
- Hm... - przewodnik zmarszczył brwi - Tak, to wszystko. Po śmierci Melkara otrzymasz sakiewkę. Tym razem pozwolę ci zatrzymać całość.
Szef bractwa starym zwyczajem podążył w stronę swojego gabinetu. Na Arthes skupiły się pytające spojrzenia braci. Jednak ona zupełnie je ignorując poszła do swojego pokoju, po dziennik. Ten kawałek skóry ozdobionej przez kowala z Krwawej Skały i garść wszytych w nią kartek, był wachlarzem wspomnień. Spisywanie wszystkich uczuć drobnym maczkiem, to jedyne zajęcie jakie mogło odprężyć skrytobójczynię, więc nie dziwne było jej dalsze zachowanie. Arthes spakowała swój skórzany plecak, osiodłała Onyksa i nie zważając na godzinę, pojechała nad Jezioro Wił. Tam, rozsiadła się pod wielkim drzewem i zaczęła notować, popijając ulubiony, malinowy miód.

*
Dzienniku, Veez dzisiaj próbował wstawić się za mną
u szefa. Dziwi mnie, że wciąż to robi. Tylko się
przyjaźnimy, a może aż?
Nie wiem dlaczego przewodnik wciąż każe mi udowadniać
lojalność. Czy to, że urodziłam się w szlacheckiej
rodzinie rzutuje na moją wiarę i pracę?
A może to zupełnie nie tak, może on po prostu boi się o
swoją pozycję... To takie narcystyczne, myśleć w ten
sposób o sobie, ale widziałam, jak patrzyli się na moje
uczynki członkowie starszyzny...

Jakiekolwiek nie byłyby tego powody, muszę
zrobić coś, czego mimo wszystko robić nie chcę. Muszę
zabić Melkara. Jest... Był dobrym człowiekiem, który po
prostu dał się ponieść swojej ciemnej stronie.

*

Kiedy butelka miodu opustoszała, Arthes rozłożyła skórę kozy i zasnęła. Zbudził ją świt, ruszyła więc w stronę Enidtall, by jak najszybciej wykonać swój kontrakt. Podróż konno minęła zaskakująco szybko, po drodze minęła karawanę handlową i dwie kolumny z więźniami. Jeden ze strażników wydawał się dla niej zaskakująco znajomy, jednak nie odważyła się zatrzymywać przez to całego pochodu. Głupie zwidy - mruknęła pod nosem. Do karczmy w Enidtall trafiła w południe. Czuła się w tej mieścinie, jak w domu. Nic dziwnego, w końcu to strony kojarzone z beztroską, dziecięcą zabawą. Nawet stary, poczciwy gospodarz Bryn ją pamiętał. Ostatni raz zawitała do Enidtall na pogrzeb leśnego druida. Później nie miała tu po co zaglądać, jednakże miasteczko w ogóle się nie zmieniło. Tylko młynarz, wybudował drugi młyn, bo pierwszy nie dawał rady zleceniom dla wojska. Arthes spędziła w karczmie dobre kilka godzin, rozmawiając z gospodarzem i z ludźmi, którzy rozpoznawali jej twarz. Gdy późnym wieczorem wychodziła, przeszył ją zimny wiatr, pojawił się znikąd, niczym odzew skalanego niepokojem sumienia. To ona była osobą, która za kilka chwil zburzy spokój tego miasta. Pozbawiając życia jego opiekuna i złoczyńcę zarazem. Pozbawiając życia mężczyznę, który uczył ją szacunku do łuku. Po tej chwili refleksji, skrytobójczyni ruszyła w stronę domku Melkara.

- Głupiec, nigdy nie oduczył się zostawiania otwartego okna - powiedziała pod nosem Arthes - trudno, złożę mu niezapowiedzianą wizytę.
Siedziała tak dobrą chwilę, po czym usłyszała rumor w drugim pomieszczeniu. Melkar nie był sam, na nieszczęście Arthesa trafiła na jedną z tych nocy, w których sypialnia Melkara stawała się oazą nieczystej miłości.
- Adrianne, naszykuj nam wodę na kąpiel, ja pójdę zadbać o nasze łoże.
Arthes siedziała jednak spokojnie na parapecie, bawiąc się pudełkiem magicznych ogników. Wyczekiwała Melakara.
- Znowu ta dziwka, głupiec tak naprawdę nigdy nie wyleczył się z jej fałszywego uroku. Czasem mam wrażenie, że zlecenia od przewodnika mówią do mnie w jakiś sposób, teraz na przykład, że sprawię tej małej kurewce niezłe widowisko - myśli, które przelatywały przez głowę skrytobójczyni nakręcały w niej dziwną, mroczną energię, nie burząc jednak wyuczonego spokoju.

Wtem drzwi się otworzyły.
- Hm... To dziwne, nie mogę znaleźć pudełka, strasznie tu ciemno, nie cierpię bezksiężycowych nocy - mówił do siebie Melakar, w ciemności nie zauważając Arthes siedzącej w oknie
- Witaj, Melakarze - odezwała się chłodnym i spokojnym głosem
- Co?! Kto tu jest?!
- Nie poznajesz? To ja. Arthes. Nie krzycz, bo Adrianna dowie się, że ma konkurencję tej nocy.
- Dziewczyno, wystraszyłaś mnie - ściszył głos - jaką konkurencję, o czym ty mówisz, po co tu przyszłaś, nie widziałem cię...
- Zadajesz za dużo pytań Melakarze, masz, tu są twoje ogniki. Zapal świeczki dla tej małej dziwki.
- Nie nazywaj jej tak - oburzył się Melakar
- Zapal te świeczki, zaraz sobie pójdę, mam niecierpiącą zwłoki sprawę - powiedziała Arthes.
- Wybrałaś sobie wyjątkowo złą porę - wycedził przez zęby
- Trudno, opiekunie... Nie zajmę ci dużo czasu.
Melakar chwycił pudełko ogników i już miał wypuścić jednego, by zapalił świecę, gdy w powietrzu rozległ się świst ebonowego sztyletu Bractwa. Jeden robaczek uciekł z pudełeczka, które uderzając o ziemię, otworzyło się. Natychmiast zajął swoje miejsce na świecy, dzięki czemu Arthes mogła obejrzeć swoje dzieło. Złoty człowiek - jak nazywano go w tych stronach - tonął po cichu we własnej krwi.
- Widzisz, opiekunie - szeptała Arthes - nie zajęłam ci dużo czasu.
- Melkar, kochanie, woda jest już gorąca! Choć do mnie, bo jak nie... - słychać było Adriannę zbliżającą się do sypialni.
- Bo jak nie, to sobie pójdziesz, dziwko - Arthesa wycedziła ostatnie słowo swoich myśli przez zęby, zerwała naszyjnik łucznika, po czym wyszła przez otwarte okno.

Na granicy Enidtall płynął mały, górski potok, wpadający do morskiej zatoczki. Skrytobójczyni obmyła się w nim z krwi, obmyła też swoje trofeum. Zawsze zabierała coś, co należało do jej kontraktów. W głowie świdrowały jej myśli przeplatające się z dosłyszanym krzykiem Adrianny. Gęste lasy, były doskonałym miejscem, na niezauważony powrót do kryjówki Bractwa... 


 *****************

Wszystkie prawa zastrzeżone, kopiowanie tylko za zgodą ;) 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hej! Jeśli tu trafiłeś, śmiało, wypowiedz się :)