25 marca 2015

002. Modo - Quo vadis?

Cześć.
Dziś rano, starym, niedawno odkurzonym zwyczajem, zajrzałam na stronę Antyradia. Moim oczom ukazał się wczorajszy, dość dziwaczny artykuł. Możecie mi wierzyć lub nie, rzadko czytam modowe pierdoły, ale, że moda wkroczyła i na strony tego radia, musiało być coś na rzeczy. Gigantyczny nagłówek - H&M promuje nieistniejące metalowe zespoły? (gdzie zapytajnik był w moim odczuciu jedynie formą retoryki), tylko zapoczątkował rosnące we mnie, z prędkością lawiny, odczucie zażenowania. Od zawsze kojarzyłam Hennes & Mauritz, popularnie zwany Haendemem, ze średniej jakości szmatkami dla chudzielców. Warto by było dodać, szmatkami, po niebotycznych cenach, które to opuszczane na okazyjnych OFFach w końcu odzwierciedlały ile tak naprawdę warte są te ciuchy :) Nie powiem, wiele z nich pewnie sama bym kupowała, gdyby nie to, że ciężko u nich o większe rozmiary i ja raczej ubieram się bardziej wygodnie aniżeli modnie. W końcu kto nie pogardziłby bluzką ze zniżki po 20, 30 złotych?
Pomijając jednak ozdobniki i przechodząc do tematu... Po przeczytaniu tego artykułu nie mogłam uwierzyć. Jak można mieszać modę kojarzoną z dość zamkniętymi subkulturami, jak punk czy metal, z masową produkcją ubrań? Na to pytanie niestety nie odpowiedzą mi nawet najstarsi górale świata. A szkoda. Bo chciałabym wiedzieć, z czego jeszcze zaczną czerpać wielkie łapska sieciówek, a raczej, nie z czego będą czerpać, tylko do czego pofatygują się, ze swoją umysłową ułomnością. Jestem w stanie zrozumieć taki chwyt tylko na jeden sposób. (Mam nadzieję, że to nie świadczy o mnie źle :). Żyjemy w czasach, w których każdy chce być inny, a tak naprawdę wpada w szufladkę z podobnymi sobie ludźmi, którzy niczym naczynia połączone, wypełnieni są takim samym stylem, sposobem zachowania i nierzadko weltschmerz'em, chamsko zwanym - bólem dupy. I tu wkracza sieciówka, ze swoim nowym (nie)super pomysłem, który wręcz krzyczy, WYRÓŻNIJ SIĘ!!!!!!!! A nie oszukujmy się, widząc "tru metala" na ulicy odwracamy wzrok, jedni z miłością, drudzy z pogardą, jeszcze inni (i tu głównie przedstawiciele starszej części społeczeństwa) z Biblią i książeczką do egzorcyzmów :) Swoją drogą o tru i o pozerach jeszcze pewnie kiedyś wspomnę, ale nie teraz.
Może jeszcze przymknęłabym na to oko, bo prawdziwi metale (co jest określeniem mocno naiwnym) nieczęsto ubierają się w "wyzywające" ciuchy (większość z nich tylko na koncerty i spotkania). Czasem naprawdę zdziwilibyście się, że szata wcale nie zdobi człowieka, a to czego słuchamy, wcale nie przekłada się na to, co na siebie naciągamy, po codziennej naradzie z szafą :) Prawdziwi metale, tacy w sercu nie na ustach, przejdą nad tym wybrykiem z dumą i honorem, bo to nie oni srają we własne gniazdo, tylko ktoś próbuje im nasrać, co mam nadzieję się nie uda. ALE stawiam kolejne pytanie - PO JAKĄ CHOLERĘ WYMYŚLAĆ NIEISTNIEJĄCE NIGDY I NIGDZIE ZESPOŁY?! Jeśli spece od marketingu Haendema naprawdę musieli zaczerpnąć od subkultury metalowej, mogli to zrobić w bardziej oklepany (i jednocześnie bardziej pasujący tej firmie) sposób - sięgnąć po ćwieki, po łańcuchy, po czaszki, demony, cokolwiek. Nie, kuźwa. Musieli nazmyślać nazwy zespołów i naprodukować, swoją drogą chujowo wyglądających, "naszywek" na spodnie.
Skomentuję to tylko tak: czuję się mocno urażona, że subkultura z którą jestem w jakiś sposób związana, została tak potraktowana. Sprowadzili rolę naszywki, wyrażającej nasz gust, do lansiarskiego gadżetu. Ciekawa jestem co pomyślą o tym inni ludzie, którzy naszywkami wydają jasny sygnał - jestem fanem/fanką tego zespołu, kiedy zobaczą, że ktoś używa ich tylko i wyłącznie dla lansu. Poza tym, serio, metale drą sobie jeansy? Serio?

Nie.

Cóż, skoro wyraziłam jakoś, koślawo, opinię o całym tym zdarzeniu, warto by było zacytować fragment artykułu, który w całości możecie przeczytać >tutaj.

„Podziemna metalowa agencja promocyjna”, Strong Scene Productions, istniejąca w serwisach społecznościowych zaledwie od tygodnia, wydała oficjalny komunikat prasowy na Facebooku, w którym wyraziła słowa wdzięczności dla firmy H&M. Za co? Spółka ponoć przyczynia się do promowania pozytywnego wizerunku muzyki metalowej na całym świecie. Wszystko dzięki najnowszej kolekcji „Heavy & Metal”, w której znajdziecie ciuchy z logo nieistniejących zespołów stworzone na kształt nieczytelnych znaków firmowych najbardziej brutalnych metalowych kapel.

Co ja mogę powiedzieć - lalusie w rurkach, objebanych w nic nieznaczące, pseudo-lansiarskie naszywki, NIGDY, ale to PRZENIGDY nie przyczynią się do promowania pozytywnego wizerunku muzyki metalowej na świecie. Poza tym, prosił ktoś, kogoś o promowanie tej muzyki? Metal ma tysiące, miliony fanów na całym świecie. Metalami są i gówniarze z gimnazjum i kobiety koło osiemdziesiątki. Ta muzyka sama się broni. Fakt, kojarzona jest z dziwnymi stereotypami, często zahaczającymi od razu o satanizm. Ale głupi będzie się podniecał, a mądry nie zwróci uwagi. I zawsze tak było. I ze wszystkim.

Czy kiedy mrugnęłam, przeoczyłam promocję pozytywnego wizerunku dresów z pod bloku?
Z tym pytaniem i z tymi oto "seksownymi", "lansiarskimi" pseudo-spodniami zostawiam Was do następnej notki:
źródło: hm.com


Mmm... I te magiczne dwa trójkąty. Czyżby to logo zespołu Double Demonical Illuminati, w skrócie 2Demminati?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Hej! Jeśli tu trafiłeś, śmiało, wypowiedz się :)