11 sierpnia 2015

013. Dlaczego nie zrezygnuję ze szczęśliwej siódemki.

Cześć.
Jak Wam mijają wakacje? Ja w szeregu różnych aktywności, które zajmują mi prawie cały wolny czas staram się nie roztopić z powodu panujących upałów. Nie należę do osób narzekających na letnią pogodę, bo zdecydowanie wolę lato niż zimę i niesamowite zimno, które przeszywa nas do kości niczym promieniowanie gamma. Jak się jednak okazuje, jest coś gorszego, niż to zimno. A o czym dziś będę pisać, wiecie już ze zdjęcia. Na warsztat idzie Windows 10.

Pierwszy zachwyt Kowalskiego.

Wszyscy Kowalscy w Polsce i Smithowie z Ameryki, którzy mają kompletnie gdzieś zasadę, że na świecie nie ma nic za darmo, po usłyszeniu nowinki, jakoby W10 miało być całkowicie darmowe dostali euforii połączonej ze wzwodem. Nikt nie zabroni im się cieszyć, ale ja na ich miejscu najpierw sprawdziłabym czemu największy systemowy monopolista nagle zaczął strugać dobrego dziadka, który wręcza swoim wnukom prezenty. Być może po naocznym sprawdzeniu wszystkich warunków i obostrzeń ten zapał do aktualizowania swojego obecnego systemu pękł by jak mydlana bańka. Otóż pierwszą niepokojącą sprawą był fakt, że Windows 10 będzie darmowy tylko przez rok. Dla kogo? Dla posiadaczy Windows 7 (czyli np. takiej mnie) i systemu Windows 8.1. Microsoft szybko wytłumaczył się z rosnącego mitu o "wygaśnięciu licencji" i okazało się, że żeby "dożywotnio" mieć ten system za darmo, musimy zdobyć go właśnie przez ten pierwszy rok istnienia na rynku. Oferta całkiem atrakcyjna. Za nowy system zapłacimy tylko z powodu swojej opieszałości (brak decyzji w przeciągu 12 miesięcy) lub używania starożytnych systemów (XP czy Vista).  Pamiętacie nieszczęsną Vistę i migrację z niej na siódemkę? W tym wypadku mamy do czynienia z tym samym mechanizmem. Najpierw instalujemy stary system (7 lub 8.1), a później dopiero przeprowadzamy aktualizację. Panie dzieju. I tak za każdym razem gdy sformatujemy komputer, a jesteśmy osobą (znów, np. jak ja), która w nosie ma robienie sobie kopii bezpieczeństwa :]

Gdzie jest haczyk?

Prosto z mostu - w inwigilacji swoich użytkowników. W samej licencji W10 istnieje zapis mówiący o tym, że system potrafi sam zablokować nielegalne oprogramowanie oraz (co rozłożyło mnie na łopatki) zablokować nieautoryzowany hardware... Ale co może mieścić się pod pojęciem nieautoryzowanego sprzętu, już nie zostało sprecyzowane. A szkoda. Osobiście nie chciałabym być użytkownikiem systemu, który zablokuje mi mój przenośny dysk twardy, bo nie odnajdzie do niego odpowiedniego sterownika lub wyczyści mi ten dysk ze wszystkich danych, bo jeden lub dwa pliki zostaną uznane za pirackie/zakażone/niebezpieczne. Druga sprawa, nie jetem za piractwem komputerowym, choć jak widzę ceny gier w dniu premiery, to cudownie odnajduję bazookę w szafie :) Bo nóż w kieszeni nie wystarczy... Aczkolwiek sprawa crackowania gier, ściągania muzyki, zdjęć czy filmów to indywidualna sprawa każdego z nas i ilość "ukradzionych" rzeczy idzie na nasze własne sumienie. W utopijnym świecie, takimi kradzieżami zajmowałaby się policja. W naszym realnym świecie, kaganiec zakłada komputerowy monopolista. Co prawda blokowanie aplikacji zdobytych tym sposobem nie równa się od razu ściganiu i karaniu, ale czy możemy mieć pewność, że nasze dane nie będą sprzedawane/przekazywane ku wyższemu dobru korporacji społeczeństwa organom ścigania? Teoretycznie już teraz wasz dostawca internetu może udostępnić wasze dane i ruch sieciowy na prośbę policji. Mój pesymizm mocno podpowiada, że te sprawy łatwo jest naginać w dowolną stronę...  Ale takie dywagacje wkraczają na pola fantastyki i filozofii, a nie o to mi dziś chodzi.

Jaka inwigilacja, przecież system grzecznie pyta!

Owszem. Pyta. W tym miejscu przerwij czytanie i głęboko pomyśl. Przeczytałeś choć raz Politykę Prywatności, Zasady Użytkowania czy EUL-ę? Instalując program nie zwracasz zbytnio uwagi na to, co napisane jest w obowiązkowych dla wydawcy ramkach instalatora... Next, next, o mój Boże - NEXT! Ufff... Gotowe. No właśnie. Cysternę wódki temu, kto przy każdym okienku od systemu będzie dokładnie i wnikliwie czytał jakie dane pobierze i wyśle gdzieś w świat w tym momencie. Zakładając, że takie okienko rzeczywiście się pojawi. W internetach jest wiele informacji na temat W10, ale w przypływie hype na ten OS często recenzenci zapominają zgłębić temat prywatności i bezpieczeństwa. A przy okazji tych zagadnień wychodzą takie smaczki jak... Śledzenie wpisywania na klawiaturze. Oczywiście Kowalskiemu powie się, że to tylko po to by podnieść poziom user experience. A znacie coś takiego jak keyloggery? To wirusy, wyłudzające hasła właśnie poprzez śledzenie naszego ruchu i wpisywania na klawiaturze. Teraz troszczący się o nasze indywidualne doświadczenia system, nie wydaje się taki miły? No właśnie. Jest jednym, wielkim keyloggerem. W dodatku działającym "za naszą zgodą".

Co ty pieprzysz, w internecie już dawno nie ma prywatności. Co za różnica?

Zgadzam się, bez bicia, że anonimowość i prywatność to od dawna dwa uspokajające ludzi słowa, nie mające praktycznie żadnego pokrycia w rzeczywistości. Sama wystawiam swoją osobę "na świat", podpisując się z imienia i nazwiska na Facebooku, Google +, w sklepach internetowych czy chociażby na blogu i poprzez maila. Ale w tym wszystkim mam wybór. Gdy korzystam z systemu tak skonstruowanego jak Windows 10, praktycznie możliwości wyboru nie mam. Zagrywkę Microsoftu mogę z czystym sumieniem przyrównać do zagrywki specjalistów z Google, która zmieniła nasze życie kilka lat temu, gdy do użytku weszły nowe roboty wyszukiwania, zbierające o nas informacje. Szczególnie trafne podpowiedzi Googla pojawiają się gdy korzystamy z kilku urządzeń na jednym koncie. W skład mojej bazy wyszukiwania wchodzą dane z telefonu, tabletu i dwóch komputerów. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ za każdym razem, gdy wpisuję hasło, Google zachowuje się jakby czytało mi w myślach. Trafność podpowiedzi w moim przypadku wynosi około 80%, a trafność wyszukiwania praktycznie 98%. Bardzo rzadko zdarza się, że Google nie potrafią rozwiązać mojego problemu. Zapytacie więc, co w tym złego, w końcu po to z tego korzystamy. Tak. Ale mało kto zastanawia się co oddaje w zamian. A według mnie wygląda to jak podpisanie cyrografu. W dowolnej chwili można nam sugerować produkty, których nie potrzebujemy na teraz, ale może powoli należałoby o nich myśleć... I tak dalej i tak dalej. Znów się zapędzę, a to temat na zupełnie inną notkę. Dla kontrastu powiem, że moja mama korzystająca z poczty od Googla, także jest zalogowana "na stałe" w przeglądarce... Ale tylko na jednym komputerze. I wuj Gugiel nie wie zbyt dobrze, o co jej chodzi :) Kobieta ma szczęście, jeszcze jej nie szpiegują!

Cyrograf w zamian za "ułatwienie" użytkowania.

Można tak powiedzieć. Microsoft chcąc zachęcić do swojego produktu daje nam go przez pierwszy rok za darmo. Cudowna polityka by ściągnąć do siebie masę ludzi, ale czy po ujawnieniu ich polityki ściągnięci w ten sposób klienci pozostaną? Podejrzewam, że tak. Zwykły, szary człowiek machnie na to ręką, ponieważ wyjdzie z założenia, że może od czasu do czasu dać się obedrzeć z prywatności w zamian posiadając względnie dobry i łatwy w użyciu system. Niestety, o jego wyglądzie i funkcjonalności wiem niewiele, bo tyle co z internetu. Wiele wody w rzece upłynie zanim w ogóle zainteresuje się przesiadką na Windows 10 (lub inne), ponieważ mam W7 na obydwu komputerach i od samego początku jestem zakochana w tym systemie. Nie jest idealny, ale swoją strukturą dla użytkownika przypomina mi Windowsa XP, z którego korzystałam przed przejściem na 7. I pewnie z przesiadką z siódemki na coś przyszłościowego będzie to samo, czyli w momencie gdy siódemka przestanie być wspierana i... Nie będzie można na niej grać! :D Inną, zupełnie dodatkową sprawą, ale nie zasługującą na osobny punkt jest szpetota tego systemu, która na szczęście została odrobinę zmniejszona w stosunku do W8.1. Mianowicie mam na myśli kafelkowanie i dostosowywanie jednego systemu na wszystkie urządzenia...

Dlaczego nie? (podsumowanie)

- Sentyment i utrzymująca się funkcjonalność Windowsa 7
- wsparcie dodatkowe dla siódemki, które utrzyma się do stycznia 2020 roku
- potwierdzona testami wydajność W7, która nie odbiega znacząco (a w niektórych sferach jest wciąż lepsza) od wydajności W8.1 czy W10
- obawa o moje bezpieczeństwo w sieci oraz o bezpieczeństwo moich danych, skoro nie zostawiamy otwartych drzwi do mieszkania, by wchodził do niego ktokolwiek, dlaczego to samo ma się dziać z naszym komputerem osobistym, który osobisty zostaje powoli już tylko w nazwie
- niechęć przed automatycznym blokowaniem czegokolwiek, czy to jest legalne czy nielegalne to mój własny wybór i moje sumienie, w moich oczach jest to pierwsza faza siłowego kontrolowania co wolno ludziom, a czego nie wolno
- wielka niechęć do dostosowywania systemu na wszystkie możliwe sprzęty, czyli montowanie kafelków, powiadomień aplikacji i innych dupereli, z którymi korzystając z PC lub laptopa (bez ekranów dotykowych!) nie chcę mieć styczności, nawet najmniejszej! Nie przemawia do mnie zupełnie fakt, że teraz każdy ma wiele urządzeń i to będzie bardzo łatwe i przyjemne w użytkowaniu. Nie. Po prostu nie. Szczególnie, że jestem rozdarta między Windows a Android, a dzięki Google synchronizacja najważniejszych spraw nie jest taka tragiczna. Nie kupię nigdy tabletu/hybrydy tablet-pc/telefonu z Windowsem... Więc takie "ułatwienia" to tak naprawdę uszczęśliwianie mnie na siłę. Inną sprawą, również zupełnie osobistą jest fakt, że taka firma nie powinna iść na łatwiznę, tylko stworzyć dwa systemy. Stacjonarny i mobilny, a za punkt honoru wziąć sobie stworzenie nienarzucającej się synchronizacji pomiędzy nimi. Natomiast Microsoft stworzył burdel na kółkach dodając migające kafelki w W8.1 oraz miszmasz kafelków i tradycyjnego menu Start w W10. Dziękuję, postoję.
- Cortana, która wyrosła na Windows Phone zaraz obok Siri czy Google Now. Oczwiście będzie ona naszym asystentem czy tego chcemy czy nie. Najwyżej możemy ją olać i zasmucić... Ale ona i tak tam będzie.
             
Jak na razie to wszystko co mam do powiedzenia w temacie najnowszego dziecka rynkowego monopolisty. Mam nadzieję, że wszyscy doczekamy czasów, w których Microsoft znów dowie się, na czym polega robienie dobrych systemów operacyjnych i przestanie grać pod publiczkę tworząc pseudo-wygodne gówno.

A my widzimy się już w następnej notce.

3 komentarze :

  1. Posiadam Win10 od paru dni i poza małymi zgrzytami na początku, to idzie się przyzwyczaić. Wydaje się być szybszy od Siódemki (w uruchamianiu i działaniu). Szczególnie rzuciła mi się w oczy płynność przechodzenia między oknami.
    Co do funkcjonalności, to ma parę przydatnych bajerów, które ułatwiają pracę. Ale też ma parę udziwnień, do których po prostu trzeba się przyzwyczaić. Szczególnie menu start - nawigacja po nim nie jest aż tak oczywista. Na szczęście, do najczęściej używanych funkcji można po prostu dostosować kafelki. Wtedy jest nawet więcej miejsca.
    Co do ponownej instalacji, po aktualizacji (chyba) można używać starego klucza, trzeba tylko utworzyć płytę/pendrive instalacyjny do W10. Tak czy inaczej, działa to w jakiś sposób przy instalacji na tym samym urządzeniu, więc z tym nie ma problemów.
    I jeszcze dostosowanie do różnych urządzeń - plusem jest to, że można używać aplikacji stworzonych na telefon (mi się to przydało co ciekawe).
    Podsumowując: jeśli przyzwyczaić się do zmian w nowym Windowsie, to jest on całkiem przyjemny i potencjalnie wydajniejszy w użytkowaniu. Ale póki co, piszę to po tych paru dniach od aktualizacji. Jeszcze mogą różne, dziwne rzeczy wyskoczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie, o czym nie wspomniałam w notce, zastanawiałam się nad przetestowaniem tego ustrojstwa na laptopie, który i tak czeka na 100% formatowanie dysku, więc co mi za różnica? Jednakże mimo wszystkich plusów wymienionych przez Ciebie nie chciałabym na dłużej go używać ;] Póki nie zrobią czegoś z tym zbieraniem danych, to mnie chyba nikt nie przekona. Co do instalacji, mówią, że będzie można używać tego samego klucza wielokrotnie (jak w przypadku posiadanej płyty), ale mam co do tego mieszane uczucia, bo z przesiadkami na wyższe systemy to już bywało różnie :D
      Używanie aplikacji stworzonych na telefon, na pececie... Skwituję to tylko donośnym: eh... Chociaż rozbudziłeś moją ciekawość w jaki sposób to może być przydatne :D Niedługo wyjdzie na to, że nie jestem człowiekiem, który potrzebuje aż tak wysoko idącej synchronizacji sprzętu. Ale to chyba dobrze. Łatwiej się jest wtedy odciąć :)

      Hahah, mam nadzieję, że używanie tego systemu będzie dla Ciebie przyjemne, ale jak "coś wyskoczy" nie zapomnij się tym podzielić ^_^.

      Usuń
  2. Co do synchronizacji aplikacji laptopa z telefonem, wtrącę się mówiąc: meega usprawnia życie. Jako użytkownik nagryzioncych jabłek jednakże, w których takie sychro jest naprawdę na wysokim poziomie, nic mnie nie przekona do okienek. W pracy działam na siódmym oknie i niestety nie znalazłem, żadnej wygodnej dla mnie opcji (bo jakieś tam opcje oczywiście są) synchronizacji nawet tak błachych rzeczy jakimi są kontakty, czy kalendarze, nie wspominając już od pracy na tych samych aplikacjach. A w jabłkowych produktach po prostu nie musisz się nawet o tym myśleć.

    Sorki, jeśli brzmi to jak kryptoreklama. Nikogo nie dyskryminuję! Okienka mogą być równie dobre dla kogoś co dla mnie jabłka.

    OdpowiedzUsuń

Hej! Jeśli tu trafiłeś, śmiało, wypowiedz się :)